Rozdział .8. Jesteś pierwszą osobą ...
Jak na razie najważniejsze jest przekonanie tej laluni w jakiś ckliwy sposób. Kto wie ? Może ma tam kogoś ważnego dla niej ? Zobaczy się ...
Natalia P.O.V
3 tygodnie później ...
Było ciemno ... ciemna nicość. Jedyną istotą byłam ja. Gdzie ja jestem ? Co to ma być ?
Nagle znalazłam się na otwartej przestrzeni. Padał deszcz i to dość ostro. Wiał silny wiatr, nic nie było widać prócz paru centymetrów przestrzeni. Nagle przemieściłam się w miejscu. Po chwili usłyszałam znajomy głos. I to bardzo znajomy. Zaczęłam się zastanawiać ... do kogo on należy.
Czyżby był to .... Levi ? Bardzo prawdopodobne ... jednak coś tu nie pasuje. W tym głosie słyszałam ... troskę, zmartwienie. To do niego nie podobne. Jednak tak, to z pewnością był on. Skupiłam się by wysłuchać, co on w ogóle nawołuje. Po chwili zastanowienia uświadomiłam sobie .. że on wykrzykuje moje imię.
- Natalia! Natalia !
Potem, sama nie wiem dlaczego. Zaczęłam biec przed siebie i krzyczeć tak jak on.
- Levi! Levi!
Po chwili ujrzałam właśnie jego. Biegnącego przed siebie, z włosami mokrymi od deszczu. W mundurze ubrudzonym krwią. Widać było że był zmęczony po ciężkiej walce, a na jego twarzy malował się cień niepokoju. Pierwszy raz widzę to uczucie na jego twarzy. Był coraz bliżej mnie. Nagle! Przebiegł przez mnie. Spojrzałam w tył, w stronę w którą biegł czarnowłosy. I co zobaczyłam ... Levi'a klęczącego na ziemi, przed jakimś ciałem. Podeszłam by się przyjrzeć. Nie mogłam uwierzyć. Ciało które w tej chwili trzymał Levi ... należało do mnie. Ale jak to ... ale ... co? To musi być snem. Co ja plotę! Koszmarem. Jedyne co mnie niepokoi, to fakt że to wygląda bardzo realistycznie. Patrzyłam wryta na Levi'a, który miał pełno łez w oczach, przytulającego nie przytomną mnie. Po chwili znowu nastała ciemność, tak samo jak na początku.
- Co tu się dzieję ?!
Biegłam przed siebie, by znaleźć jakimś cudem wyjście z tej ciemności. To było straszne.
Co tu się kurna dzieje ?! W pewnej chwili, w oddali zauważyłam sylwetkę dziewczyny. Miała na sobie czarny płaszcz z kapturem zasłaniającym jej twarz. To co najbardziej zwracało uwagę, było na jej szyi. Miała bowiem na sobie naszyjnik z zielonym kryształem. Po kilku chwilach przyglądania się, wycedziłam.
- Kim jesteś ?
- Kimś, kto sprawi że twoje życie stanie się koszmarem.
Okey ... to mnie przeraziło. Jednak nie rozumiałam o co jej chodziło.
- Nie rozumiem.
- Zrozumiesz niebawem, nie martw się.
- Emm niebawem ? Będziesz mnie nękać ? - zaśmiałam się cicho. Za to ona szyderczo się uśmiechnęła i odpowiedziała.
- Podejdź tu. Nie bój się, nic ci nie zrobię ... do czasu ....
Niepewnie podeszłam do zakapturzonej dziewczyny. Przyznaje że to straszne. Ale co mam począć, może mnie wyciągnie z tego szaleństwa. Gdy się zbliżyłam, wyciągnęła rękę, podałam ją jej. Nagle! Przed moimi oczami pojawiło się wiele obrazów. Za dużo jak dla mnie, zrobiło mi się trochę słabo.
W końcu, zatrzymało się na jednym. Moim zaskoczeniem było to że, była to moja matka. Stojąca do nas tyłem, w jakimś lesie. Nagle dziewczyna obok mnie zniknęła, a ja pojawiłam się w tym lesie.
- Ej! Gdzie ona ....
Przerwał mi cichy głos mojej matki, która nadal stała do mnie tyłem.
- N-Natalia ?
Zaczęłam kierować się powolnym krokiem w jej stronę. W pewnym momencie, odwróciła się przodem do mnie, Całą twarz miała we łzach, jakby płakała przez dobre parę godzin.
I tu zaczyna się koszmar. Kolejny. Zza drzew wybiega wielgachny tytan, który momentalnie bez żadnego wysiłku ... depcze moją matkę, zostawiając kałużę krwi. W tej chwili miałam ochotę się załamać, jednak głęboko we mnie, uderzyła nienawiść. Nie wiem z kąt, posiadałam na sobie sprzęt do manewru oraz broń. Bez chwili namysłu, pełna łez, zaczęłam zaczepiać się linkami o kolejne drzewa, goniąc tytana który od tak - zdeptał moją matkę. Tą nienawiść trzeba wykorzystać.
Szybko go dogoniłam i zaczęłam atakować. Skubaniec uchronił się od mojego ataku w kark i jednym ruchem ręki powalił mnie na ziemię. Bul był taki realistyczny .. to wszytko było strasznie realistyczne. Jednak nie poddałam się i zaczęłam dalej walczyć. Pomimo że bolało mnie w okolicach żeber, nie poddałam się. Nie mogłam, po tym co zobaczyłam. Lecąc za tytanem, udało mi się zaobserwować jego cechę charakterystyczną. Miał znamię na ramieniu, znamię przypominające gwiazdę oplecioną cierniami. Ogólnie tytan był jakiś dziwny, jakiś nie typowy odmieniec. Unikał każdego mojego ataku, każdego cięcia jakiego zadawałam. Co jest z nim nie tak?! W pewnym momencie, gdy już myślałam że nareszcie dorwę skubańca. Coś a raczej ktoś, momentalnie we mnie uderzył, spychając mnie na ziemię. Bul był jeszcze gorszy niż poprzednio. Okazało się że była to ta dziewczyna z którą rozmawiałam. Tym razem udało mi się zauważyć jej oczy. Miały czerwony kolor, z nutą zielonego.
- Czego ode mnie chcesz ? - wydukałam pomimo okropnego bólu.
- Niczego słonko, uwierz mi. A teraz .. do następnego koszmaru!
- Co?! - miałam wypowiedzieć to cicho, jednak dziewczyna w jednej chwili wbiła mi nóż prosto w mój brzuch, przez co głośno krzyknęłam. Co jest ?!
Zaczęło robić się ciemno, jednak udało mi się zauważyć światło. Czy to mój koniec ? Co to wszytko ma znaczyć ? W oddali zaczęłam słyszeć moje imię. Słyszałam je coraz głośniej, wraz ze zwiększaniem się widoczności światła w oddali.
- Natalia! Natalia!
Znowu słyszę ten sam głos. Tylko był przepełniony bardziej obojętnością. Jednak z kawałkiem troski. To był sen ? Raczej koszmar ... sama już nie wiem.
Levi P.O.V
Była 04. rano i strasznie mi się nudziło, Wszystkie papiery były wypełnione. Innymi słowy, nie miałem co robić. Postanowiłem się przejść po siedzibie. Nie wiedziałem do której części dokładnie idę, szedłem na ślepo. Kiedy się zorientowałem, byłem na korytarzu prowadzącym do pokoi zwiadowców z Jeonsy. Nie sądziłam że akurat tu mnie myśli przyprowadzą. W pewnej chwili, usłyszałem cichy, znajomy głos.
- Czego ode mnie chcesz ?
Natalia ? Czyżby nie spała ? Ah... i tak nie mam co robić, czemu by nie porozmawiać z przyjaciółką kiedy nadarzyła się taka okazja ? Wszedłem do jej pokoju a tam, zastałem ją, na podłodze całą we łzach. Koszmar ? Nie chciałem tego tak zostawić, jeszcze mi tu wpadnie w depresję. Zamknąłem drzwi, klęknąłem przy niej i zacząłem nią trząść.
- Natalia! Natalia obudź się do jasnej cholery! Natalia!
Po chwili otworzyła te swoje szare oczy i spojrzała nimi w moje. Nie wiem czemu ale ... coś mnie do nich ciągnęło. Gdybym mógł to bym się w nich zatopił ... dobra albo się nie wyspałem albo ktoś mi coś dosypał do herbaty. Co się dzieje ?
- Levi ? Nie jesteś... ? Ale przecież ... co ? - majaczyła zaspanym głosem.
- Natalia coś ci się śniło ? Koszmar ?
- Koszmar ? Całe szczęście ... - uśmiechnęła się co wywołało u mnie lekki uśmiech. Lubiłem jej uśmiech.
- Dobra, a teraz usiądź, zrobię ci herbaty i mi o wszystkim opowiesz dobrze ?
- Nie wiem, czy chce o tym rozmawiać... nie chce ci zawracać głowy ..
- Siadaj i bez dyskusji. Rozmowa pomaga, zwłaszcza z przyjaciółmi.
Pomogłem jej wstać a następnie zacząłem szperać po pokoju w poszukiwaniu herbaty. Znalazłem to co chciałem i przygotowałem napój w dwóch filiżankach. Następnie podałem Natalii filiżankę, która siedziała już na łóżku opatulona w ciepły koc. Usiadłem na krawędzi łóżka i zacząłem popijać gorący napój.
Natalia P.O.V
- Więc, co to był za koszmar ? - zapytał kierując wzrok na mnie.
- Em.. na początku widziałam ciemność. Potem byłam na otwartej przestrzeni. Zgaduję że poza murami. Nagle zaczęło ostro padać, prawie nic nie było widać. Słyszałam jak wołałeś, wołałeś mnie. Tak jakbyś mnie szukał. W końcu znalazłeś mnie, byłam nieprzytomna a ty klęczałeś nade mną i .. płakałeś ? Naprawdę nie wiem dlaczego. Ale wyglądało to strasznie realistycznie.
Popatrzyłam na niego, wyglądał jak sparaliżowany. W ogóle się nie ruszał, był czymś przejęty.
Nie mogłam tak na niego patrzeć, to rodziło we mnie smutek.
- Levi ? Hej, wszystko w porządku ? Levi ?
Szturchnęłam go ramieniem. Przynajmniej to wystarczyło by powrócić go do normalności.
- Em.. chwila? Co?
- Przez chwilę w ogóle się nie ruszałeś, byłeś jak sparaliżowany.
Levi wstał z łóżka i zaczął powoli kierować się w stronę drzwi. Wyglądał na obojętnego, jednak czułam aurę złości i smutku. Co tu jest grane ?
- Levi! - ja także się podniosłam przy tym potykając się o swoje nogi zaplątane w kocu.
- Levi, powiedz o co chodzi!
- A co jeśli nie chce ? - odpowiedział jeszcze chłodniejszym tonem niż zazwyczaj.
- Widzę, że to cię dręczy. Rozmowa pomaga Levi. Sam tak mówiłeś.
Odwrócił się w moją stronę, popatrzył mi w oczy. Nadal nie wiem jaki mają kolor. Ale gdy tak dłużej się przyglądam .. mam wrażenie, że mogłabym tak patrzeć w nieskończoność. Moja wina że mam przyjaciela z ładnymi oczami ? Po chwili patrzenia, westchnął i usiadł na krawędzi łóżka.
- A więc ... to było cztery lata temu.
Kiedy to mówił, bez zastanowienia usiadłam obok niego i słuchałam co ma do powiedzenia. To musi być dla niego ciężkie.
- To było jak jeszcze mieszkałem w podziemiach.
- Mieszkałeś w podziemiach ? To tu są podziemia ?
- Pod murami, znajduję się podziemne miasto. Dużo tam zbirów, takim zbirem byłem ja. Tam się urodziłem, tam uczyłem, tam wychowywałem. Razem z dwójką przyjaciół, którzy byli dla mnie jedyną rodziną. Farlan i Isabele. Razem rabowaliśmy by żyć przy użyciu trójwymiarowego manewru, wykonywaliśmy różne zlecenia. Któregoś dnia, dostaliśmy za zadanie wyeliminować Erwina Smith'a. Tak jak mówili, zwiadowcy zjawili się i nas złapali, następnie za moją zgodą zaciągnęli do zwiadowców. Tam, wyjechaliśmy na ekspedycje za mury, na której wszystko straciłem. W jednej chwili mocno się rozpadało. Nie było widać czy coś nadciąga, kazali nam się trzymać razem. Pomyślałem że to idealna okazja by zabić Erwin'a. Dlatego zostawiłem ich i sam pognałem na przód. Nie znalazłem Erwin'a, jednak zastałem wymordowany oddział po spotkaniu z odmieńcem. Widocznie go minąłem, gdyż ślady tytana kierowały się w stronę z której przyjechałem. Zacząłem się wracać, nie mogłem uwierzyć w to co potem zobaczyłem. Moi przyjaciele .... martwi ... tytan odmieniec pożerający moich przyjaciół, moją jedyną rodzinę. Tak się załamałem, że wpadłem w furię i po paru chwilach, tytan był już martwy. Potem misja i tak się nie powiodła, więc zostałem w zwiadowcach.
- Jezu Levi ...
W tej chwili nie panowałam nad moim ciałem. Wiedziałam że będę żałować tego co właśnie zrobiłam. Mianowicie, przytuliłam go. Od tak. Jak przyjaciela po ciężkim przeżyciu. Moim zaskoczeniem było to, że on odwzajemnił uścisk. I tak siedzieliśmy, przytuleni do siebie. Pocieszając go.
- Nie sądziłam, że za tobą kryje się taka straszna przeszłość. Nie wiem ...
- Jesteś pierwszą osobą. - powiedział nagle.
- Słucham ? Co .. masz przez to na myśli ?
- Jesteś pierwszą osobą, do której się tak przywiązałem przez te cztery lata.
Nagle zrobiło mi się ciepło na sercu, a przez moje ciało przeszedł lekki dreszcz. Jestem pierwszą osobą ... do której się przywiązał od tej tragedii. Zaufał mi, chociaż znamy się miesiąc.
Jesteśmy dwójką, najlepszych przyjaciół. Jestem taka szczęśliwa. Nawet ignorowałam fakt, że za jakiś miesiąc wyjeżdżam do domu i jeśli coś pójdzie źle, to się już nigdy nie spotkamy. Trochę posmutniałam jak tak o tym myślę. Przecież, nikt nie powiedział że zawrzemy ten sojusz, nawet jeśli to prawdopodobnie nigdy nic się nie wydarzy aby był potrzebny. Tak czy owak, już nie będę miała szansy znów się z nim zobaczyć. Levi widocznie zauważył że posmutniałam, więc postanowił mnie rozweselić. Mianowicie, zepchnął mnie z łóżka, co spowodowało że upadłam na drewnianą podłogę.
- Hey! Co to miało być?!
Spojrzałam na niego z dołu, znowu słyszałam ten rzadki śmiech. Śmiech kapitana Levi'a.
- Tak cię to bawi co ?
Wraz ze mną, spadła poduszka. Więc postanowiłam to wykorzystać. Szybko się podniosłam, wzięłam poduszkę w ręce i jak najmocniej jak tylko potrafiłam, wymierzyłam w twarz Levi'a.
Miał taką dziwną minę.
- Haha! Żałuj że nie widzisz jak wyglądasz!
Jednak on nie próżnował. Widocznie chciał zemsty i chwycił drugą poduszkę. Wymierzył prosto w moją śmiejącą się twarz, jednak ja zdążyłam zrobić unik. I tak zaczęła się bitwa na poduszki. Przypominała mi trochę, tą naszą bitwę w kuchni. Jednak było inaczej. Między nami są teraz lepsze relacje niż wtedy, powiedzmy że bardziej wariujemy. Biliśmy się poduszkami po twarzy, po nogach.
- Zaraz cię dorwę i nie będziesz miała jak się śmiać, zobaczysz.
- Tak? Więc mnie dogoń krasnalu!
- Odezwała się lepsza!
I tak mijał nam czas na walce na poduszki. Może to zabrzmieć dziecinnie, ale nam to sprawiało radość. W pewnej chwili, jedna się rozpruła i wyleciało z niej pełno pierzy. Co spowodowało niezły bałagan w pokoju.
Niestety zabawa nie trwała jakoś specjalnie długo. Oczywiście, musiałam w pewnej chwili się potknąć i upaść na podłogę. Na moje nie szczęście, Levi był przede mną, co spowodowało że upadł prosto na mnie. Tak oto stworzyła się taka nieswoja sytuacja. Czułam jak moją twarz zalewa rumieniec, gdyż nasze oczy były na tej samej wysokości i wpatrywały się w siebie nawzajem.
Nie mogłam się podnieść gdyż Levi mnie przygniatał. Dziwne było to że on także się rumienił.
I właśnie w tej nieswojej, przypadkowej sytuacji. Ktoś musiał mi wejść do pokoju. Na moje nieszczęście, była to Magda z Julie.
- Natii! Słyszałyśmy dziwne dźwięki więc przyszłyśmy sprawdzić .... czy wszystko u ciebie w porządku ...
Obie wpatrywały się na nas ze zdziwieniem, widziałam jak na ich twarzach pojawia się rumieniec.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu ... co one se teraz pomyślą ...
- T-to my ... przyjdziemypóżniejpa!
I zamknęły drzwi. Jezu, teraz będę musiała się przed nimi tłumaczyć. Co za wstyd.
Potem Levi zaczął wstawać. Nie zajęło mu to dużo czasu i po chwili stał już na własnych nogach. Pomógł mi wstać i opuścił pomieszczenie, mówiąc że ma jakąś sprawę do załatwienia. Ja za to zostałam i zaczęłam szykować się na dzisiejsze treningi. Już od paru tygodni trenujemy albo walkę, albo wspólne zabijanie. Nawet plan awaryjny. To staje się już nudne! Przynajmniej mamy już załatwiony plan aby nie wyjeżdżać z Shinganshiny. Teraz tylko przekonać generałów.
Merlin P.O.V
Parę tygodni wcześniej ...
Jestem na miejscu. Mur Maria prezentował się wspaniale w dzisiejszym blasku słońca. Manewrem przedostałam się niezauważona za mury, aby spotkać mojego starego przyjaciela. Tak jak się umawialiśmy, miałam go spotkać na murze Maria w Shinganshinie. Po chwili udało mi się go znaleźć.
- Kopę lat Merlin!
- A, witaj. Dawno się widzieliśmy. Sazuma.
- Nowa misja co ? Powiem ci że ja też mam swoją do wykonania.
Co on znowu planuje ? Znowu chce coś spalić ? Z tego co pamiętam to żaden jego plan nie był jakiś niesamowity.
- Mam dużo planów zaplanowanych bo osiągnąć władzę tutaj. Jednak jedno mi w tym przeszkadza. Jeonsa. Chce się jej pozbyć. Dlatego za parę tygodni, gdy wyruszą za mury, chce popsuć ich zaufanie.
- Dosyć ciekawe, mów dalej.
- A więc, przymocowałem bomby z gazem nad bramą w Shinganshinie. Które specjalnie skieruję na żołnierzy Jeonsy. Kiedy bomby walną w żołnierza, stanie się nieprzytomny. Niezdolny do walki. Będą myśleli że to nasza wina, że nie warto nam ufać. I odejdą w zapomnienie. Wtedy ja będę mógł wziąć sprawę w swoje ręce.
Przyznaje niezły ma ten pomysł. Więc moja misja również zostanie ułatwiona. Trzeba tylko nakierować jedną bombę na kogoś ważnego dla niej... na pewno ktoś taki się znajdzie.
To jeszcze nie koniec, ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz